poniedziałek, 20 grudnia 2010

Didaskalia: Śmierć na własnych prawach

Wątek, od którego chciałbym zacząć rozmowę, to postać Antygony – postać niepokojąca, która stanowi wyzwanie. Jej znaczenie zależy od tego, jak ją sobie dziś opowiemy czy zinterpretujemy. Bardzo łatwo byłoby z Antygony zrobić patronkę fundamentalistów religijnych, podkładających bomby pod kliniki ginekologiczne w imię wyższego, boskiego prawa. Ale Antygona bardziej lewicowa czy progresywna, Antygona feministyczna też jest bardzo niepokojąca jako postać kobieca, która nie szuka swojego miejsca w istniejącym porządku, ale zawsze go domyślnie kwestionuje. Nie potrafimy sobie wyobrazić, że Antygona dojrzeje i zostanie Condoleezzą Rice. I to jednocześnie jest w Antygonie bardzo fajne i bardzo niepokojące...

W numerze 100 "Didaskaliów" (grudzień 2010) można przeczytać zapis prowadzonej przeze mnie debaty wokół książki Judith Butler Żądanie Antygony z udziałem Mateusza Borowskiego, Pawła Dybla, Małgorzaty Sugiery i Weroniki Szczawińskiej.

piątek, 17 grudnia 2010

Shmuel N. Eisenstadt: Utopia i nowoczesność


Potencjał zmiany i transformacji nie jest przypadkowy lub zewnętrzny wobec dziedziny kultury. Wbudowany jest w podstawowy splot kultury i struktury społecznej jako bliźniaczych elementów w konstrukcji ładu społecznego. Właśnie dlatego, że symboliczne komponenty są nieodłączne od konstrukcji i utrzymywania ładu społecznego, mogą również nieść ze sobą zalążki społecznej transformacji. Takie zalążki są w rzeczy samej obecne we wszystkich społeczeństwach.

Shmuel N. Eisenstadt, Utopia i nowoczesność. Porównawcza analiza cywilizacji, przeł. Adam Ostolski, Oficyna Naukowa, seria "Horyzonty Cywilizacji"

*

Gdyby pokusić się o to, by w bogatym dorobku Shmuela N. Eisenstadta wskazać jedną główną myśl, stanowiącą wątek przewodni jego refleksji, bez wątpienia dotyczyłaby ona kwestii rozziewu między światem faktycznym, zawsze dalekim od doskonałości a wyobrażeniem jakiegoś wyższego, lepiej urządzonego świata. Analiza tego rozziewu czy napięcia, jego różnych kulturowych interpretacji oraz wynikającej z niego społecznej dynamiki stanowi leitmotiv dorobku Eisenstadta jako teoretyka i historyka cywilizacji. Za rozległością jego badawczych zainteresowań stoi w gruncie rzeczy jedno fundamentalne pytanie: jakie są konsekwencje faktu, że ludzie, żyjąc w pewnym określonym świecie, wyobrażają sobie zarazem świat inny? To właśnie to pytanie organizuje podstawowe pojęcia teorii Eisenstadta. To ono towarzyszy mu, gdy podejmuje zagadnienia ludzkiej sprawczości, zmiany społecznej, roli elit politycznych, protestów i ruchów społecznych, konstruowania tożsamości zbiorowych, polityki imperiów, globalizacji itd. itp. To ono prowadzi jego myśl, gdy zajmuje się cywilizacją islamską, żydowską, chińską, japońską, indyjską czy europejską… Ono wreszcie stanowi o oryginalności Eisenstadta wśród klasyków teorii społecznej i teoretyków cywilizacji.

Wartość teorii Eisenstadta dla socjologii polega więc na tym, że proponuje on poważnie potraktować pojęcie cywilizacji i zastosować je jako narzędzie społecznej analizy. Z wprowadzeniem pojęcia cywilizacji do wyobraźni socjologicznej wiąże się wprowadzenie socjologicznych pojęć do wyobrażeń o cywilizacji. Dlatego Eisenstadt może wnieść ożywczy ferment także w innych dziedzinach, w których mówi się o „cywilizacjach”. Politolodzy i badacze stosunków międzynarodowych mogą znaleźć w nich inspirującą przeciwwagę dla Samuela P. Huntingtona, zaś historycy – dla Feliksa Konecznego. Jak mało który autor Eisenstadt zasługuje bowiem na wnikliwą i krytyczną lekturę...

środa, 10 listopada 2010

Judith Butler: Walczące słowa

Stawką w tej definicji uniwersalności jest rozróżnienie między idealizującym założeniem konsensusu, który jest na swój sposób już dany, a wizją konsensusu jako czegoś, co dopiero musi być zbudowane, na przekór konwencjom kierującym naszymi wyprzedzającymi go oczekiwaniami. [...] Antycypowana uniwersalność, dla której nie mamy gotowego pojęcia, polega na tym, że jej artykulacje pojawią się (jeśli w ogóle się pojawią) dopiero wskutek zmagań o uniwersalność toczonych na jej obecnych wyobrażonych granicach.

[...]

Krytyczne zadanie nie polega więc na mówieniu „przeciw” prawu, jak gdyby prawo było czymś zewnętrznym wobec mowy, a mowa była uprzywilejowanym nośnikiem wolności. Jeśli mowa zależy od cenzury, to zasada, której można chcieć się przeciwstawić, jest zarazem zasadą kształtującą opozycyjną mowę. Jedynym, co można przeciwstawić granicom wytyczonym przez wykluczenie, jest wytyczenie ich na nowo w inny sposób.


Judith Butler, Walczące słowa. Mowa nienawiści i polityka performatywu, przeł Adam Ostolski, Warszawa 2010

środa, 13 października 2010

O nieodwracaniu wzroku

Miasto ucieczki to przestrzeń, która daje schronienie, przede wszystkim dlatego, że odbudowuje pewien niezbędny dystans i pozwala przekroczyć pewną granicę. Chodzi zwłaszcza o dystans między wiedzą a działaniem, między przyjęciem do wiadomości krzywdy, w której mamy chcąc nie chcąc swój udział, a przymusem zrobienia czegoś, by tę krzywdę natychmiast naprawić, powstrzymać lub – jeśli to się okaże niemożliwe – odsunąć, unieważnić. Ale chodzi także o granicę między winą a niewinnością... - piszę w eseju Sztuka nieodwracania wzroku, powstałym w ramach wystawy „Wrogościnność” w Muzeum Sztuki w Łodzi, którą można oglądać do 17 października 2010.

wtorek, 24 sierpnia 2010

O pamięci po Smoleńsku

W życiu zbiorowości pamięć zaczyna się zwykle tam, gdzie kończy się żałoba. Kiedy obrazy i wspomnienia tego, co utracone, przestają towarzyszyć społecznej codzienności. Ustępują miejsca opowieści o tym, co było – zastygłej. To, co utracone, nie nawiedza już zbiorowości, lecz musi być uroczyście przywoływane. Wielogłos przejawów upamiętniania – zarówno spontanicznych, oddolnych, jak i inscenizowanych przez aktorów politycznych – zostaje przesłonięty skodyfikowaną, urzędową formułą zbiorowej pamięci.

O tym, jak buduje się pamięć oficjalną, co zmieniła w Polsce żałoba i jak może wyglądać przejście od żałoby do pamięci piszę w eseju Puste miejsce w "Tygodniu Powszechnym" nr 35/2010.

niedziela, 25 lipca 2010

Pod tytułem: Co robić?

Zapraszam do wysłuchania nagrania audycji Romana Kurkiewicza "Pod tytułem" z 2 maja 2010. Rozmawialiśmy m.in. o książce Daniela Cohn-Bendita Co robić? oraz o zredagowanym przeze mnie zbiorze Kościół, państwo i polityka płci. [mp3]

niedziela, 6 czerwca 2010

O oddolnych inicjatywach miejskich

Nagrane 22 kwietnia 2010 na spotkaniu o oddolnych inicjatywach społecznych w Centrum Społecznym MS w Łodzi. Mówią: Jakub Klimczak, Tomasz Sikora, Jolanta Woźnicka, Adam Ostolski.

wtorek, 25 maja 2010

O kinie i rozrachunkach z przeszłością

Pojęcie „sprawiedliwości okresu przejściowego” odnosi się do całego szeregu wpisanych w demokratyczną transformację dyskursów i praktyk, których jawnym celem jest wyrównanie „rachunków krzywd” pozostałych po poprzednim, niedemokratycznym okresie: zadośćuczynienie ofiarom i ukaranie krzywdzicieli. Jej podstawowe formy obejmują procesy sądowe, procedury lustracyjne, tworzenie odpowiedzialnych za archiwizację i badania nad represjami instytutów historycznych czy komisje prawdy i pojednania.

Umieszczanie kina, należącego w potocznym mniemaniu raczej do świata kultury bądź komercji niż polityki, w szeregu takich obarczonych poważną misją instytucji może się wydawać nieoczywiste. Jednak, jak spróbuję pokazać, analiza wyrażanych i propagowanych na srebrnym ekranie kulturowych wzorów wyrównywania rachunków umożliwia spojrzenie na całą tę problematykę w nowym świetle. Chodzi przede wszystkim o to, jak sam „okres przejściowy” usprawiedliwia się w kategoriach pamięci publicznej. Być może mechanizmy sprawiedliwości okresu przejściowego staną się bardziej zrozumiałe, jeśli powiążemy je z pytaniem o prawomocność nowego porządku oraz rolę, jaką w jego legitymizacji pełni pamięć publiczna, czyli propagowane przez państwo sposoby opowiadania przeszłości.

Odpowiedzi na to pytanie szukać będę, analizując dwa niedawne filmy: Das Leben der Anderen (Niemcy 2006) Floriana Henckla von Donnersmarcka oraz Katyń (Polska 2007) Andrzeja Wajdy. Oczywiście żaden pojedynczy film nie może reprezentować dyskursu publicznego swojego kraju w całej jego złożoności. Pozwala jednak lepiej niż jakiekolwiek inne medium rozpoznać mechanizm, dzięki któremu pamięć publiczna zaszczepia się w zbiorowej wyobraźni. Kino jest jednym z mechanizmów sprawiających, że ludzie utożsamiają się z porządkiem społecznym i rozpoznają go jako własny. Analiza kina jako specyficznego „aparatu ideologicznego” ma też tę zaletę, że w obrazie filmowym pamięć publiczna przejawia się w formie sfabularyzowanej, w której trudno zbudować historię z wyłącznie męskich postaci. Tak więc kino w najwyraźniejszy sposób ukazuje, w jaki sposób pamięć publiczna wyraża i wdraża polityczne znaczenia różnicy płciowej.

Rekonstrukcja tożsamości narodowej w okresie przejściowym nie jest polską specyfiką, lecz, jak próbowałem wykazać, zwyczajnym zadaniem „sprawiedliwości okresu przejściowego”. Zarówno w polskiej, jak i niemieckiej pamięci publicznej trauma II wojny światowej (zwłaszcza pamięć o ofiarach, których do niedawna nie można było właściwie opłakać) wiąże się na różne i złożone sposoby z traumą powojennych dyktatur oraz z bolesnym doświadczeniem demokratycznej/neoliberalnej transformacji. Jednak chociaż na podstawie analizy dwóch filmów trudno wyciągać daleko idące wnioski o faktycznym funkcjonowaniu dyskursu publicznego w obu krajach, można na ich podstawie sformułować dwa wyraźne modele. W modelu pierwszym naród jest wspólnotą polityczną, przestrzenią, w której jednostki żyją i komunikują się ze sobą. W modelu drugim naród jest właściwym podmiotem historii, a także sprawą, której jednostki powinny być wierne. Każdy z tych modeli wiąże się z innymi relacjami między tożsamością narodową a traumą, z różnym stosunkiem do historycznych podziałów, z odmiennym wyobrażeniem sprawiedliwości.

Więcej: Adam Ostolski, Płeć, kino i „sprawiedliwość okresu przejściowego”, w: Aleksandra Lompart (red.), Jednostka zakorzeniona? Wykorzeniona?, Wydawnictwo Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2010.

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

O naszych okupantach

OkładkaCzy Polska może być państwem świeckim? Historia ostatnich trzech dekad nie upoważnia na pierwszy rzut oka do optymizmu. Od początku lat 80. stopniowo umacnia się nad Wisłą polityczna potęga Kościoła katolickiego. Zmieniają się systemy, odchodzą ekipy rządzące, a wpływ Kościoła na polskie instytucje publiczne, prawo i polityczne elity władzy stale rośnie. Z trudnych lat 80., kiedy zmuszony był balansować między obozem władzy a ruchem „Solidarności”, Kościół wyszedł wzmocniony nie tylko symbolicznie. Sieć parafialna zagęszczała się wówczas dzięki wznoszonym masowo kościołom. „Po co buduje się tyle kościołów?” – głosił dowcip z epoki. – „Żeby ludzie mieli gdzie się modlić o mieszkania”. Kapitalistyczna transformacja lat 90. przyniosła Kościołowi między innymi wpływ na kształt ustaw, na politykę edukacyjną i medialną, konkordat oraz uznanie coraz dalej posuniętych rewindykacji majątkowych. Znaczenie hierarchii kościelnej wzrosło przy okazji wstępowania Polski do Unii Europejskiej, kiedy wśród politycznych elit zapanował konsensus, że błogosławieństwo episkopatu jest do akcesji koniecznie potrzebne. Także po akcesji Kościół odnalazł się znakomicie, obsadzając się w roli gwaranta polskiej odrębności i tożsamości we wspólnej Europie. Umocnił się przy okazji śmierci papieża. Skorzystał z kulturowych wojen toczonych przez Prawo i Sprawiedliwość. Zyskuje na prowadzonej przez Platformę Obywatelską „polityce miłości”, którą cechuje unikanie politycznych kontrowersji – czyli przede wszystkim niedrażnienie biskupów.

W potocznym odczuciu dominacja Kościoła nie jest niczym dziwnym. Zarówno ci, którzy dominację Kościoła w życiu publicznym uważają za pożądaną, jak i spora część jej przeciwników, wydają się zgadzać ze „zdroworozsądkową” diagnozą, że polskie społeczeństwo jest w swej masie konserwatywne i przywiązane do tradycji. A jeśli tak, to nic dziwnego, że to Kościół ma klucz do duszy tego społeczeństwa.

Co jednak, jeśli jest odwrotnie? Jeśli owe podręczne wyjaśnienia status quo i recepty na jego naprawę same są częścią naszego problemu?
- zastanawiam się w tekście Jak zdobyć milczącą większość, będącym posłowiem do publikacji Fundacji im. Heinricha Bölla pt. Kościół, państwo i polityka płci.

Książka zawiera również m.in. teksty Agnieszki Graff, Magdaleny Środy, Anny Zawadzkiej, Macieja Gduli, Izy Desperak, Joanny Tomaszewskiej... Zapraszam do lektury!

piątek, 5 marca 2010

O dwóch wizjach polityki płci

Pięć lat po wielkim rozszerzeniu Unii dominuje nastrój rozczarowania. Czy chodzi po prostu o kryzys przywództwa (niektórzy mówią wręcz o backlashu) w UE? Czy może mamy do czynienia ze zjawiskiem gender fatigue – społecznego „znużenia” problematyką równości płci? Czy może problemem jest wyczerpanie strategii gender mainstreaming? I czy mamy do czynienia z trzema osobnymi problemami, czy z trzema aspektami tego samego impasu? Opowiedzenie się za którymś z tych ujęć ma konsekwencje praktyczne. Jeśli bowiem „backlash” w UE, gender fatigue i niezadowolenie części ruchu feministycznego z gender mainstreaming to osobne i niezależne zjawiska, to receptą jest robienie tego samego, co dotąd, tylko skuteczniej. Jeśli zaś są to różne strony tego samego problemu, to potrzebujemy zastanowić się nad tym, jakie są jego głębsze źródła. Sądzę, że warto spojrzeć na tę kwestię przez pryzmat napięcia między dwoma rodzajami polityki płci... - piszę w artykule The European Union, Gender Politics and Social Change w opublikowanym przez Fundację im. Heinricha Bölla zbiorze pt. Gender in the EU.

sobota, 13 lutego 2010

Muzeum buduje swój naród

Jednym z najbardziej uderzających aspektów nowego zainteresowania kulturą i polityką pamięci, jakie obserwujemy od dwóch lub trzech dekad w całym świecie zachodnim, jest to, co Tzvetan Todorov określił jako „uzurpację narracji o bohaterstwie przez opowieść o byciu ofiarą”. Widać nie tylko wzrost zainteresowania przeszłością jako czynnikiem w tworzeniu kolektywnych tożsamości, lecz także znaczące przesunięcie w charakterze tego zainteresowania. Bez wątpienia bardzo długo, jeszcze po II wojnie światowej, podstawową formą pamięci publicznej była pamięć narodowa, która opierała się przede wszystkim na narracji heroicznej. Podkreślała powody do zbiorowej dumy i kształtowała w następnych pokoleniach gotowość do dokonywania w przyszłości czynów równie bohaterskich. Jeśli mówiono o doznanym cierpieniu, to nacisk padał nie tyle na własny status ofiary, co na barbarzyńskie postępowanie wroga lub na heroiczny opór, z jakim się to barbarzyństwo spotykało. W ten czy inny sposób cierpienie było głównie (na ogół mniej lub bardziej kłopotliwym) kontekstem dla bohaterstwa.

Dziś wygląda na to, że sytuacja odwróciła się diametralnie. Z różnych przyczyn w budowaniu zbiorowych tożsamości coraz większą rolę zaczęła odgrywać pamięć ofiar. Jednocześnie, po części z tych samych powodów, pamięć bohaterska przestała być nieproblematyczna. Trudniej opowiadać o własnych zwycięstwach, odkąd wiadomo, że drugą stroną tych opowieści jest krzywda wyrządzona innym. W rezultacie mamy dziś do czynienia – zwłaszcza w dziedzinie pamięci narodowej – może nie tyle z „uzurpacją” czy zastąpieniem narracji heroicznej przez narrację ofiar, co z nową ekonomią między tymi dwoma rodzajami pamięci.

Miejscem, w którym te przemiany znajdują szczególnie interesujący wyraz, jest muzeum historyczne. Wystawa muzealna to złożona wypowiedź zaprojektowana na wiele lat. Prezentuje urzędową wersję zbiorowej pamięci – wobec własnych obywateli, zagranicznych turystów oraz dzieci i młodzieży szkolnej. Korzysta z powagi i finansowego wsparcia państwa. Sposób włączenia perspektywy ofiar w wystawę muzealną nie tylko ukazuje zawiłe związki między traumą historyczną a polityką pamięci. Spojrzenie na pamięć narodową przez pryzmat muzeum pozwala także ocenić, czy oswojenie opowieści o byciu ofiarą spowodowało głębszą redefinicję nacjonalizmu, czy tylko stworzyło dlań nowy żargon.

W niniejszym artykule przyglądam się opowieściom bohaterskim i narracjom ofiar w trzech muzeach: Yad Vashem w Jerozolimie, Terror Háza (Dom Terroru) w Budapeszcie i Muzeum Powstania Warszawskiego...

Więcej: Adam Ostolski, Przestrzeń muzeum i polityka traumy, „Kultura i Społeczeństwo” nr 3/2009.

niedziela, 10 stycznia 2010

Globalizacja opieki

W swojej klasycznej już książce o globalizacji (Globalizacja. Eseje o nowej mobilności ludzi i pieniędzy, 1998, wyd. pol. 2007) Saskia Sassen zwraca uwagę na drugą, na ogół niedostrzeganą stronę „gospodarki opartej na wiedzy”. Wzrostowi zatrudnienia w sektorze usług wiedzochłonnych (np. finansowych czy informatycznych) towarzyszy większe zapotrzebowanie na usługi pracochłonne, takie jak sprzątanie, opieka nad dziećmi czy drobna gastronomia. Jednak to zapotrzebowanie nie przekłada się na atrakcyjne płace. Nadmierna waloryzacja sektora wiedzochłonnego pociąga za sobą niedowartościowanie usług związanych z zaspokajaniem ludzkich potrzeb. Rozrasta się więc sektor nieformalny, oparty w dużym stopniu na sile roboczej migrantów, a zwłaszcza migrantek. Płeć społeczno-ekonomiczna jest ważnym wymiarem globalnych przemian: począwszy od lat 80. to kobiety stanowią większość wśród osób wyjeżdżających za granicę w poszukiwaniu pracy. W bogatszych krajach zatrudniają się jako gosposie, pielęgniarki, prostytutki, nianie, sprzątaczki…

Dodatkowo sprzyja temu, jak wskazują feministyczne ekonomistki na Zachodzie, neoliberalna wersja polityki równości płci, ograniczająca się do zwiększania dostępu kobiet do rynku pracy i zwalczania dyskryminacji płacowej, przy jednoczesnej prywatyzacji usług publicznych. Emancypacja kobiet globalnej Północy na warunkach dyktowanych przez demokratyczny kapitalizm przyczynia się do nasilenia zjawiska, określanego w studiach nad globalizacją jako „drenaż troski” lub „drenaż opieki” (choć nie jest jego jedyną, ani nawet główną przyczyną). Różnym aspektom drenażu opieki poświęcona jest inna klasyczna książka: Global Woman. Nannies, Maids, and Sex Workers in the New Economy pod redakcją Barbary Ehrenreich i Arlie Russell Hochschild (2003). Autorki koncentrują się zwłaszcza na tym, jak wygląda doświadczenie migracji z punktu widzenia samych kobiet, ale także na znaczeniu ich pracy dla gospodarek krajów „wysyłających” i „przyjmujących”, takich jak Stany Zjednoczone, Filipiny, Hongkong…

Zjawisko to dotyczy także Polski, która w globalnym łańcuchu opieki zajmuje miejsce pośrednie. Co najmniej od lat 90. Polki wyjeżdżają do pracy opiekuńczej na Zachód, do krajów takich jak Włochy, Niemcy czy Grecja. Do nas przyjeżdżają zaś coraz liczniej sąsiadki zza wschodniej miedzy, głównie Ukrainki. Mimo to wciąż zbyt mało wiemy zarówno o globalnych czy systemowych uwarunkowaniach pracy opiekuńczej, jak i o doświadczeniach wykonujących ją osób.

Książka pod redakcją Ewy Charkiewicz i Anny Zachorowskiej-Mazurkiewicz Gender i ekonomia opieki przynosi teksty, które pozwalają posunąć o krok do przodu debatę o globalnej pracy opiekuńczej. Szczególnie ważny z teoretycznego punktu widzenia jest w niej artykuł Spike V. Peterson poświęcony związkom między gospodarką produkcyjną, reprodukcyjną i wirtualną. Pozwala to przekroczyć ograniczenia analiz ekonomicznych głównego nurtu, a zwłaszcza dwóch jej słabości. Po pierwsze chodzi o utożsamianie gospodarki z rynkiem, co oznacza ignorowanie pozarynkowych (i najczęściej uniewidocznianych) warunków życia gospodarczego, na przykład pracy domowej. Po drugie o postrzeganie związków między sektorem produkcyjnym a gospodarką opartą na wiedzy w kategoriach historycznego przejścia, nie zaś przesunięcia geograficznego. Ramy analityczne Peterson pozwalają uwidocznić z jednej strony utrzymującą się zależność gospodarki wirtualnej od gospodarki produkcyjnej, z drugiej zaś - zależność ich obu od pozostającej poza polem widzenia, lecz niezbędnej pracy reprodukcyjnej, wykonywanej najczęściej milcząco przez kobiety.

Jednak nowość, jaką wnosi ta książka, nie polega tylko na treści zawartej w poszczególnych rozdziałach, lecz także - jeśli nie przede wszystkim - na ich zestawieniu. Spojrzenie na przemiany gospodarcze ostatnich dekad z perspektywy relacji między płciami pozwala dostrzec jedność procesów zachodzących niemal równocześnie na Wschodzie i Zachodzie, a także na globalnej Północy i Południu. Zestaw polityk ekonomicznych, wprowadzany u nas pod nazwą „transformacji”, miał swój ścisły odpowiednik w postaci programów „strukturalnego dostosowania” w krajach Trzeciego Świata oraz „restrukturyzacji” w rozwiniętych krajach kapitalistycznych. Przekształcenia te nie tylko mają podobny kierunek, lecz także nawzajem się warunkują. Na przykład przeprowadzana w krajach rozwiniętych restrukturyzacja powoduje wzrost popytu na pracę opiekuńczą wykonywaną przez migrantki z Trzeciego Świata, zaś wprowadzane jednocześnie w ich ojczyznach programy strukturalnego dostosowania wypychają je w poszukiwaniu zarobków za granicę.

Najlepiej widać to być może w dziedzinie opieki zdrowotnej, o czym przekonują teksty Lise W. Isaksen (o polskich pielęgniarkach w Norwegii), Julii Kubisy (o protestach pielęgniarek w Polsce) czy Christiny Ewig (o próbach naprawy reformy służby zdrowia w Chile). Dziś, gdy szykują się kolejne zmiany w polskim systemie ochrony zdrowia, warto uzbroić się w genderowe okulary, pozwalające pogłębić rozumienie społecznych aspektów różnych reform. Ale książka Gender i ekonomia opieki będzie interesująca nie tylko dla osób zainteresowanych globalizacją, służbą zdrowia czy płcią społeczno-ekonomiczną. Przyda się każdemu i każdej, kto chce wypowiadać się kompetentnie o przemianach współczesnego świata.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...